piątek, 27 września 2013

    Jeżeli miałabym wroga, to życzyłabym mu właśnie takiego stanu emocjonalnego, jaki rozwija się we mnie od kilku tygodni. Czy ja już zwariowałam? Tkwię w pustce. Jej wielkość mogę porównać do niekończącego się wszechświata, w którym słyszę tylko głośne bicie własnego serca. Cierpienie chyba doprowadziło mnie do obłędu. Teraz wiem, gdzie kończy się mój świat. Moje marne życie mogę porównać do ciągłej walki, ciągłych upadków i podnoszenia się, opatrywania ran na kolanach, otrzepywania ubrań z brudnej ziemi. Już dawno powinno mnie nie być. Jestem taka niechciana, taka niepotrzebna. Zatracam się i w końcu umieram. Jestem tak blisko śmierci, ale kolejny raz coś ciągnie mnie w górę. Kolejny raz coś pomaga mi nabrać powietrza. Bóg chyba nie chce mnie jeszcze u siebie, to jeszcze nie ta pora. Przeżyć własną zgubę. Spojrzeć w lustro i poczuć jak zalewa Cię fala rozpaczy. Zaczynasz płakać, ono też płacze- Twoje odbicie. Nie możesz spojrzeć sobie w oczy, nie masz wystarczająco dużo siły, żeby podnieść głowę. Zawsze wolałeś mieć przed sobą czyste niebo. Ono pasowało Ci do oczu. Przede mną już tylko ogromna przepaść. Wypaliłam się, wiem to na pewno. Czuję, że się duszę, ale nie potrzeba mi świeżego powietrza. Potrzeba mi nowego życia.