Nie ma Cię. Nie ma. I żadne krzyki, płacz, bezsensowne okazywanie emocji już mi Cię nie zwrócą. Nigdy. Czuję, jakbym pędziła po ogromnej autostradzie, do której wciąż dokładasz kolejne kilometry, bym nie mogła zatrzymać się i pomyśleć. Jakbyś nie pozwalał mi za sobą tęsknić. A zabrałeś mi serce. I nie potrafię go odbudować, a tylko Ty, jako jedyny mężczyzna na świecie, mogłeś mi w tym pomóc. Więc dlaczego nie pozwolisz mi ściągnąć stopy z gazu i odpocząć, skoro już znam skalę swojej straty? Dlaczego namawiasz mnie, bym dobiła kolejnej setki (dni) na liczniku i sama się pogrążyła, ciągnąć za sobą sznur niewinnych? Niewinnych. A czy ja byłam winna, kiedy mnie opuszczałeś?
Jestem zmęczona byciem tym, kim jestem w Twoich myślach. Wszystko co robię, jest bardziej Tobą niż mną. A chcę być mniej jak Ty. Nie widzisz, jak mnie dusiłeś? Jak ściskałeś linę coraz bardziej i doprowadziłeś do tego, bym rozpadała się w Twoich oczach? A wszystko przez to, że czułeś, że możesz być ponad mną. Że możesz mnie kontrolować, a co za tym idzie- wewnętrznie, nie wiedząc o tym- zabijać. I co teraz? Nie ma mnie. Nie ma. I żadne krzyki, płacz, bezsensowne okazywanie emocji już Ci mnie nie zwrócą.