czwartek, 8 listopada 2018

    Cześć mój słodki bólu. Wiesz, że będziesz kiedyś moją śmiercią? Znowu strzelasz do mnie ze swojej złotej broni, a ja uginam się jakbym była niezniszczalna. I marzę o tym, żeby stanąć Ci naprzeciw. I patrzeć jak naciskasz spust. Patrzeć Ci prosto w oczy, kiedy będziesz mnie zabijał. A wewnętrznie dziękować Ci, że nie musiałam robić tego sama. Kolejny raz. Bo ile jeszcze razy chcesz uczyć się strzałów do tego martwego ciała? Które już nie jest niczym innym, niż wrakiem miłości do Ciebie? Tarczą na naboje. Wiotkim, kuloodpornym tulipanem.
    Taki jest świat, który mnie otacza. I nie będzie inny, jeżeli nauczyłam się żyć, tak jak w tej chwili. Ale czy to jest chociaż trochę dobre?
Dusza pali mnie od środka, sumienie polewa mnie kwasem, że codziennie biorę udział w tym, co się tutaj dzieje. Ale dłonie mam lodowate, zimne, czasem chłodne. Czyja to jest wina? Który to jest policzek, na moją spuchniętą twarz? Nie wstaję, nie dam rady. Kurwa w tym wszystkim egzystować.