Od października wiele się zmieniło. Wciąż oddycham tym samym powietrzem, wciąż mam to samo, pokaleczone ciało, wciąż śpię w tym samym łóżku. Maleńka niczym płatek śniegu, niesiony lekko przez wiatr, by delikatnie opaść na ziemię i zniknąć.
Dziś jestem jak lilia w chwili rozkwitu. Otwieram mój pąk ku niebu i jeszcze nie zwątpiłam w Boga. Unoszę się lekko, zapalam, płonę. Lecz ciągle przez niego niezauważona. Spalam się żywym ogniem, łapię powietrze. I zdaje mi się, że rozwiewa mnie wiatr, zdejmując z mojego serca resztki Twojego dotyku. I mogę dziś krzyczeć lub dążyć do celu, spisać całą tęsknotę na kartce. Pisać noc, dzień i rok, złościć się i drżeć, zalewać oczy łzami, by spostrzec, że nie mam w ręku długopisu. Na nic to wszystko. Na nic ta cała miłość, kiedy nie ma się kogo kochać, na nic te wszystkie uczucia, kiedy są tylko twoje, na nic mi serce, kiedy już nawet go nie słyszę. Na nic pamięć, kiedy o mnie zapomniałeś Boże, kiedy mnie zostawiasz samą kolejny rok, znów Cię przy mnie nie ma..
Coś pięknego, fajnie ze powrót
OdpowiedzUsuń