Tęsknota ściąga ze mnie ubrania, kojąc moją zimną skórę ciepłym podmuchem wiatru. Drze powietrze z rozpaczy. Jest prawie tak intymna jak pierwsze pocałunki. Daje mi się sobą rozkoszować. Traci oddech i oddycha głośno, jakby chciała pokazać swoją broń na tle mojej możliwości życia. I płacze nade mną i dotyka moich włosów. Mówi do mnie czule i pluje mi w oczy. Ale nigdy nie odchodzi. Kocha mnie za nic i kocha mnie za wszystko. Całuje moje milczenie i nie pozwala mi nie mówić. Usypia mnie krzykiem i budzi ciszą. I jest taka moja, a ja jestem jej. Upadam przez nią, a ona pozwala mi cierpieć niezależnie od ilości zmarnowanych słów. Bo miłość niewiele ma ze słowami wspólnego. Pożądam jej szeptem, a ona pragnie mnie bezgłosem. Przychodzi do mnie w nocy i budzi mnie ciężkim oddechem. I szemrze. Czasem cichutko, że ledwo mogę ją dosłyszeć, czasem krzyczy i blokuje mi ruchy, nie pozwalając się nie słuchać. Mówi czystym, grubym głosem, intonuje dokładnie każde słowo. Pachnie zimnem, ale pali, kiedy mnie dotyka. Zawsze zostawia po sobie blizny i każdej nocy zabiera mi kawałeczek życia. Czy doprowadzi mnie do śmierci? Na pewno. Tylko jeszcze nie wybrała odpowiedniego terminu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
:-)