poniedziałek, 27 listopada 2017

    To już kolejny rok mojego życia bez Ciebie, a ja nadal płonę z rozpaczy. Czuję, jak zło rozrywa mnie na kawałki, jak tęsknota, którą we mnie zostawiłeś wypełza na powierzchnię, coraz częściej cisnąc mi się na usta. Nie wstyd mi już gasnąć przed Tobą, mogłabym umrzeć i nawet to nie wydaje się być dla mnie teraz straszne. Pamiętam, kiedy budziłeś mnie, gdy miałam zły sen, a teraz nie ma nikogo, kto mógłby to robić. Zupełnie jakbyś odchodząc, zostawił cały ten balast. Jak mogłeś mi to zrobić, jak mogłeś tak bardzo o siebie nie dbać, że zostawiłeś mnie w tak ogromnej izolacji. Pamiętam, jak trzymałeś moje zakrwawione ręce i pozwalałeś mi krzyczeć, że nienawidzę całego tego świata. Teraz mój krzyk roznosi się po mieszkaniu jak po próżni. Nie mam już czym oddychać. Moje spracowane serce przy najmniejszej myśli o Tobie gnębi się jeszcze bardziej, niż jest porżnięte. Dzisiaj już błagam o to, by ból fizyczny, który odczułam, kiedy Cię nie było, pozwolił mi rano postawić stopy na podłodze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

:-)